sobota, 30 czerwca 2012

2 dzień u rodzinki



Ok. Ready, steady, go! Jest dopiero 9 a ja padam z nóg. Nie wiem co mnie tak męczy, chyba te wszystkie nowe informacje do przyswojenia. No bo na zmianę czasu już nie cierpię. Dziś był naprawdę szalony dzień. Prawie nie miałam czasu dla siebie, ale powoli to się unormuje. Wstałam o 7.15 bo rzecz jasna nie mam budzika (teraz już mam) a mój telefon umarł po kilku dniach wiernej służby a nie wzięłam ładowarki bo myślałam że nie będzie działała. Obejrzałam z dziećmi przygody sonica, zjadłam z host mamą śniadanie (ciastko z jagodami z białym serem i jajko bardzo delikatnie sadzone i kawa-nic z tego nie było podobne do polskiego jedzenia, podobnie jak wszystko co tutaj jadam). Następnie spędziłam około dwie godziny na rozmowie z host mamą, powiedziała mi o najważniejszych rzeczach np. o lekarstwach i pokazała gdzie co leży. Nie boję się pytać o cokolwiek bo host rodzice są bardzo przyjaźni także nie ma jakiejś niezręcznej atmosfery. W ogóle z tego co na razie zauważyłam to amerykanie są bardzo pogodni, zagadają do ciebie w sklepie, podziękują za przepuszczenie na drodze itp. Następnie zjedliśmy lunch (tortellini, pulpety, gotowane warzywa <których za bardzo nie lubię bo ich w hameryce nie dogotowują>, grzyby, szpinak i sos) a do picia było coś co bardzo mi posmakowało, coś jak oranżada cytrynowa. W międzyczasie grałam z chłopcem w frisbie, układaliśmy puzzle kótre im przywiozłam, czytaliśmy polsko-angielskie wierszyki i rysowaliśmy mapę okolicy. Po lunchu pojechaliśmy wszyscy do akwarium i muzeum dla dzieci które okazało się być miniaturką centrum nauki Kopernik (czy jak to się zwie), a w każdym razie mało miało wspólnego z historią. W drodze powrotnej prowadziłam samochód i nawet nie było tak źle a wg mnie całkiem dobrze. Jest to wielka krowa, jak zwykłam zwać takie pojazdy, ale całkiem przyjemna. Ogólnie, i wczoraj i dziś zwiedzałam z host rodzinką okolicę co bym się nauczyła gdzie co jest i gdzie jeździć z dziećmi. Wczoraj host rodzice zrobili bardzo miłą rzecz, bo jak wspomniałam ze muszę kupić prostownicę, specjalnie pojechali do pobliskiego miasta bym mogła to uczynić. Także burżujska prostownica za 29$ jest moja. Z tym że, o czym sama zapomniałam przy kasie, naliczyli mi 3 czy 4 dolary podatku. Wróciliśmy po 5, bawiłam się z dziećmi a host rodzice pojechali po chińszczyznę, która bardzo mi smakowała. W moim ciasteczku z wróżbą było napisane:

I śmialiśmy się, że host rodzice specjalnie to tam wsadzili.
Jutro rano jadę z host mamą do kościoła, bo sama bym nie trafiła, a później będzie wielkie śniadanie. Także będę musiała coś przekąsić ze swoich zapasów słodyczowych (mam jeszcze kilka cukierków z różnych krajów z pikniku międzynarodowego w szkole au pair), chyba że coś zjemy przed wyjściem w co wątpię.

Tak jak mówiłam, nie mam telefonu jeszcze także nie zadzwonię, jeśli to czytacie moi drodzy rodzice to sprawdźcie maila i co prędzej nauczcie się korzystać ze skypa. 

A oto zdjęcia z dzisiejszego dnia:
Aligator albinos z akwarium, biedak nie przeżyłby w dżungli





Drewniane żarełko i pyszne lody w kształcie czekoladowych kawałeczków


Piękności moje meduzy czyli ryba galaretka po ang. Falling slowly.


Rekinczaki


Rybosomy


co powiesz na to moja droga była współlokatorko?;p


6 komentarzy:

  1. Fajna prostownica :P Ale z tą wróżbą to Ci się trafiło! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. fiu fiu... nom prostownica rzeczywiście niczego sobie ;D - dajznać jak działa i jak super to z jakiej firmy bo ja sobie kupiłam w USA protonice za 25$ i w sumie nie jestem z niej zamega zadowolona tylko tak średnio i myślę o nowej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. działa całkiem spoko. Na prostownicy jest napisane wielkimi literami Farenheit wiec być moze to tez firma

      Usuń
  3. aaaaaaaaaaaaaaaaaaa zakochałam się w tej prostownicy! ale moje włosy chyba by nie przeżyły xD

    OdpowiedzUsuń
  4. jak narazie widze, że dnie pełne wrażen:) Oby tak dalej:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ex-współ mówi: pikna, ale ja i tak kocham moją z maryśką :P

    OdpowiedzUsuń