Ok. Ready, steady, go! Jest dopiero 9 a ja padam z nóg. Nie wiem co mnie
tak męczy, chyba te wszystkie nowe informacje do przyswojenia. No bo na zmianę
czasu już nie cierpię. Dziś był naprawdę szalony dzień. Prawie nie miałam czasu
dla siebie, ale powoli to się unormuje. Wstałam o 7.15 bo rzecz jasna nie mam
budzika (teraz już mam) a mój telefon umarł po kilku dniach wiernej służby a
nie wzięłam ładowarki bo myślałam że nie będzie działała. Obejrzałam z dziećmi
przygody sonica, zjadłam z host mamą śniadanie (ciastko z jagodami z białym
serem i jajko bardzo delikatnie sadzone i kawa-nic z tego nie było podobne do
polskiego jedzenia, podobnie jak wszystko co tutaj jadam). Następnie spędziłam
około dwie godziny na rozmowie z host mamą, powiedziała mi o najważniejszych
rzeczach np. o lekarstwach i pokazała gdzie co leży. Nie boję się pytać o
cokolwiek bo host rodzice są bardzo przyjaźni także nie ma jakiejś niezręcznej
atmosfery. W ogóle z tego co na razie zauważyłam to amerykanie są bardzo
pogodni, zagadają do ciebie w sklepie, podziękują za przepuszczenie na drodze itp.
Następnie zjedliśmy lunch (tortellini, pulpety, gotowane warzywa <których za
bardzo nie lubię bo ich w hameryce nie dogotowują>, grzyby, szpinak i sos) a
do picia było coś co bardzo mi posmakowało, coś jak oranżada cytrynowa. W
międzyczasie grałam z chłopcem w frisbie, układaliśmy puzzle kótre im
przywiozłam, czytaliśmy polsko-angielskie wierszyki i rysowaliśmy mapę okolicy.
Po lunchu pojechaliśmy wszyscy do akwarium i muzeum dla dzieci które okazało
się być miniaturką centrum nauki Kopernik (czy jak to się zwie), a w każdym razie
mało miało wspólnego z historią. W drodze powrotnej prowadziłam samochód i
nawet nie było tak źle a wg mnie całkiem dobrze. Jest to wielka krowa, jak
zwykłam zwać takie pojazdy, ale całkiem przyjemna. Ogólnie, i wczoraj i dziś
zwiedzałam z host rodzinką okolicę co bym się nauczyła gdzie co jest i gdzie
jeździć z dziećmi. Wczoraj host rodzice zrobili bardzo miłą rzecz, bo jak wspomniałam
ze muszę kupić prostownicę, specjalnie pojechali do pobliskiego miasta bym
mogła to uczynić. Także burżujska prostownica za 29$ jest moja. Z tym że, o
czym sama zapomniałam przy kasie, naliczyli mi 3 czy 4 dolary podatku.
Wróciliśmy po 5, bawiłam się z dziećmi a host rodzice pojechali po chińszczyznę,
która bardzo mi smakowała. W moim ciasteczku z wróżbą było napisane:
I śmialiśmy się, że host rodzice specjalnie to tam wsadzili.
Jutro rano jadę z host mamą do kościoła, bo sama bym nie trafiła, a później
będzie wielkie śniadanie. Także będę musiała coś przekąsić ze swoich zapasów
słodyczowych (mam jeszcze kilka cukierków z różnych krajów z pikniku
międzynarodowego w szkole au pair), chyba że coś zjemy przed wyjściem w co wątpię.
Tak jak mówiłam, nie mam telefonu jeszcze także nie zadzwonię, jeśli to
czytacie moi drodzy rodzice to sprawdźcie maila i co prędzej nauczcie się
korzystać ze skypa.
A oto zdjęcia z dzisiejszego dnia:
|
Aligator albinos z akwarium, biedak nie przeżyłby w dżungli |
|
Drewniane żarełko i pyszne lody w kształcie czekoladowych kawałeczków |
|
Piękności moje meduzy czyli ryba galaretka po ang. Falling slowly. |
|
Rekinczaki |
|
Rybosomy |
|
co powiesz na to moja droga była współlokatorko?;p |
Fajna prostownica :P Ale z tą wróżbą to Ci się trafiło! :D
OdpowiedzUsuńfiu fiu... nom prostownica rzeczywiście niczego sobie ;D - dajznać jak działa i jak super to z jakiej firmy bo ja sobie kupiłam w USA protonice za 25$ i w sumie nie jestem z niej zamega zadowolona tylko tak średnio i myślę o nowej!
OdpowiedzUsuńdziała całkiem spoko. Na prostownicy jest napisane wielkimi literami Farenheit wiec być moze to tez firma
Usuńaaaaaaaaaaaaaaaaaaa zakochałam się w tej prostownicy! ale moje włosy chyba by nie przeżyły xD
OdpowiedzUsuńjak narazie widze, że dnie pełne wrażen:) Oby tak dalej:)
OdpowiedzUsuńEx-współ mówi: pikna, ale ja i tak kocham moją z maryśką :P
OdpowiedzUsuń