niedziela, 29 lipca 2012

Miesiąc w Stanach, różnice kulturowe i różne inne ciekawostki



Minęło 34 dni odkąd postawiłam swoją niewybredną stopę na amerykańskiej ziemi. Czasem jeszcze łapię się na tym, jakie to niewiarygodne, że spełniam swoje marzenie, które z początku wydawało się tak nieosiągalne, że nawet mocno w nie nie wierzyłam. Nie tęsknię na razie za Polską. Miałam kryzys, ale nie był on związany z tęsknota za domem a sytuacjami które z początku wydawały się mnie przerastać. Na szczęście już jest wszystko  w porządku, na kłopoty najlepszy pamiętnik i rozmowy „wyżalające” tudzież „wyjaśniające”.
Zaobserwowałam coś takiego (czy zalicza się to do różnic kulturowych, nie wiem):
W Polsce, kiedy kogoś częstujemy np. cukierkiem czy ciastkiem, podajemy je w opakowaniu a nie bezpośrednio „z ręki do ręki”. Nawet chusteczki higienicznej nie wypada tak podać. Tutaj jak na razie zaobserwowałam odwrotność tego zwyczaju.
Niekiedy mogę zaobserwować w praktyce stereotyp , że amerykanie są głośni i nie znają dobrych manier. Czasem są to subtelne braki np. w przepuszczaniu w drzwiach (zależy od osoby, bo spotkałam wielu młodych gentelmanów:) a niekiedy dość rażące (bekanie!). W naszej okolicy jest jeden pub do którego chodzą chyba wszyscy moi znajomi. Kiedy pierwszy raz do niego weszłam, zostałam wprost ogłuszona przez kakofonię krzyków, śmiechów i telewizji.
Jednak Lumberyard pub jest bardzo  fajny, ma taką trochę irlandzką atmosferę. Pracuje tak jeden młody Polak, który już od 10 lat mieszka w Stanach. Zwie się Steve i prowadzi Trivię, czyli quiz z wiedzy ogólnej. Wybrałyśmy się na ową trivię w ubiegły wtorek, ale pytania były głównie związane ze sportem, polityką i muzyką amerykańską, także póki co, zdobyłyśmy 16/100 punktów. Zobaczycie, pod koniec roku będę miała min. 70!;p
Żeby to osiągnąć muszę  poznać amerykańską kulturę. Nie wiem jednak jak to zrobię, skoro nie rozkminiłam jeszcze jak włącza się telewizję. Mają 4 piloty, i choć próbowałam już dwa razy (nawet patrzyłam jak dziecko włącza) to i tak mi się nie udało. W wolnej chwili poproszę host rodziców żeby mi pokazali jak to się czyni.
Z ciekawych rzeczy, których nie „doznałam” w Polsce:
-nawet w naszej zapyziałej bibliotece, która z zewnątrz wygląda jak stara szopa można wypożyczać filmy
- sarny przechadzające się po naszym ogrodzie
-brak Chleba Naszego Powszedniego. Zastanawiam się czym musieli wkurzyć Boga tak bardzo, że nawet jeśli niektórzy z nich modlą się „and give us today our daily bread”, to od wieków nie widzieli go na oczy. Chyba, że w Polskiej piekarni w NYC. A propo polskich przysmaków, to ostatnio, będąc nieopodal Ground Zero, załapałyśmy się na pierogi. Nie omieszkałam doradzić sprzedającym je (1 za dolara!) paniom, żeby dodały pieprzu i cebulki. Jakkolwiek nie przepadałam za pierogami ruskimi w Polsce, to miło było poczuć smak domu.

-w szkole w której znajduje się camp, na który chodzę z dziećmi, nauczyciele mogą „spersonalizować” sobie ścianę/tablicę przy której znajduje się ich biurko. Zawalisty pomysł, który sprawia, że ani uczniowie ani nauczyciele nie czują się jak w zimnej sformalizowanej placówce edukacyjnej, a bardziej w miejscu które jest im przyjazne.  Przykłady takich ścian macie poniżej:




-zmienność pogodny godna lasów równikowym. W jednym momencie jest ciepło i słonecznie, a w drugim pada tak bardzo, że ledwo da się prowadzić samochód. Ostatnio mieliśmy ostrzeżenie o tornadzie. Ja naprawdę mam silne nerwy. No ale sorry OSTRZEŻENIE O TORNADZIE! Na szczęście skończyło się na burzy, którą przegadałam z host mamą w pokoju z zasuniętymi zasłonami.
Wczoraj byłam wreszcie na zakupach. Z Polski wzięłam niewiele rzeczy, z intencją nakupienia wszystkiego jak tylko przyjadę, ale jakoś nie miałam ochoty na przymierzanie ciuchów. Telefonu też jeszcze nie kupiłam, może uda mi się w przyszłym tygodniu.
Nie spodziewałam się, że sklepy będą jedną z rzeczy która będzie mnie tu przerażać. No może nie przerażać, ale nieco stresować. Ekspedientki mówią strasznie szybko, dziwnie się na mnie patrzą, a przynajmniej mi się tak wydaje, wszystko jest nowe, wielkie i jeszcze trzeba „slidować” tę głupią kartę debetową, która w sumie nie jest taka głupia. 10 dolarów w banknotach 1 dolarowych sprawia że nasz portfel niebezpiecznie się wybrzusza. To chyba dlatego byle biedak może wyglądać tu na milionera.:) Mam konto w „Banc of America”, polecam przyszłym au pair. Zakładanie trwa max 10 min a pierwsze weekendy miesiąca w muzeach są za darmo z tą kartą. (wiem wiem, sprzedałam się;p)
Fajnie się tu żyje. Jest to jakiś sposób na spędzenie roku.  Wierzę, że dla mnie dodatkowo jest to rok szkolenia języka. Dziś na mszy już nawet bardziej swobodnie odpowiadałam. Choć nadal używam książeczki a raczej jednego z tomiszcz, zawierającego ryt mszalny i pieśni. Kościół dziś (na 11.15am) był wypełniony tak jak w Polsce, czego tutaj zupełnie się nie spodziewałam. Jest dwóch księży, są prężnie działające grupy parafialne, aktualny mszał dla każdego z parafian, cotygodniowa gazetka, organista który nie fałszuje i ładne pieśni. W pobliskim miasteczku oprócz organów mają nawet pianino, chór i solistkę. Rozbraja mnie to, że ksiądz przed znakiem krzyża mówi „good morning”. „Podejrzanie” dużo ludzi  chodzi do komunii. No dobra, to było wredne, ale daje do myślenia.
Tęsknię trochę za tym co było, za FSMem i za Taize, i wszystkimi ludźmi którzy mnie otaczali 1 czy 6 miesięcy temu… ale to normalne, życie toczy się dalej.
3mam kciuki za Natalię która właśnie dziś wylatuje i już za tydzień dołączy do mnie tutaj. Mam bardzo mało czasu, więc już nie czytam tam często innych blogów au pair, ale nadal Wam kibicuję, dzieczyny.

Internetu tutaj strasznie wolno dodaje zdjęcia, więc dodam te kórych kiedyś mi się nie udało. 2 tyg temu byłam na festynie w Ridgefield natomiast w tamta niedzielę w NYC.
Wyprzedaż garażowa


Festyn w Ridgefield


Aukcja ręcznie zdobionych krzeseł ogrodowych




Strażnik rezerwatu


Niebo


"We are proud to serve..."- "Jesteśmy dumni z serwowania..." sosu musztardowego bodajże- eh ci Amerykanie;p


Żongler


Stoisko biblioteki w Ridgefield


Tag/Garage sales-wyprzedaże garażowe


Lody


Tag sale


Karuzela w centrum handlowym


Mewy pod centrum handlowym-niczym gołębie;p


Mmmm...


Koncert w Ridgefield


Pokomentujcie mi trochę. Niech wiem że ktoś to czyta. Jak nie tu, to na fejsie.:) Może będę miała większą motywację do pisania.


piątek, 20 lipca 2012

Szkoła życia



Dzieci uczą się dodawać na Skittlesach ;p

Shrine jednej z nauczycielek

Chuck Bass, Twilight i 19wieczne zasady, oto czym żyją nauczycielki w Stanach;p

Zawsze chciałam mieć szafkę!

Water fountain

Gdyby dzieci zapomniały gdzie się znajdują wszystko obwieszone jest amerykańskimi flagami

Bindery zamiast książek i zeszytów

Emergency backpack, który zawsze muszę ze sobą nosić
Moje własne doszkalanie

wtorek, 17 lipca 2012

2 tygodnie-fotopamiętnik

Crazy hat day in summer school


Wyjątkowo kreatywne nakrycie głowy, boisko sportowe


Dzieciaczki


Typowa? amerykańska klasa


"Garage band"


Jeden z moich prywatnych obiadów o normalnej porze


Kościół katolicki w Ridgefield


Dolary mieszczą się tylko w dużych portfelach;p


Zapisałam się do biblioteki


Psy jakbyście się nie domyślili ;p


B&J i snack


Mam nawet własny lunchbox i icepack


Książka "kucharska", cóż zdrowego dziś w Starbucksie


Wykańczam Zmierzch


Wypad do Wild Bufflo Wings




Box O.o


Miły kelner podał nam ciepłą colę, zabrał ją, dodał lodu a później za nią zapłacił;p


Będę miała rekomendację z praktyk obserwacyjnych. How cool is that?!:)


Całusy dla wszystkich. Wszystko jest ok. Ciężko pracuję i różnica czasu nie sprzyja kontaktowi, dlatego tak ciężko mnie złapać. Wróciłam od czytania i pisania w pamiętniku, niektórzy wiedzą, że to były niegdyś dwa moje ulubione zajęcia. Próbuję czytać "modern English", ale wypożyczyłam też "The Help", gdzie jest typowy "black English", Kasiu S, jeśli to czytasz, polecam, bardzo fajna książka. Spadam na koncert który jest organizowany 2 razy w tyg w miejscowym parku, a potem może na skrzydełka za 45c kto wie...:)

czwartek, 12 lipca 2012

Long Beach, NYC i czekolada



Obskurne tory 


Piękny dworzec Grand Central


Spotted Beata at Grand Central


nijak przyrównać do tego polskie dworce


Pen Station- kolejny dworzec




Jakieś żydowskie przedszkole chyba, w butach rosły kwiatki


Przystanek w NYC


Po tym wypadzie nie jestem już taka biała jak na zdj


Skakanie po falach na razie zajmuje 2 miejsce po chmurach z góry


Koleżanka au pairka bawiła się w fotografa ;p


Trzyma smak o połowę krócej niż polskie gumy do żucia


Moje trzecie imię po ang.


Czekoladowa fontanna w przedostatni dzień zajęć z "Chocolate lovers"


Zwykle i mi się coś dostanie:)