Minęło 34 dni odkąd postawiłam swoją niewybredną stopę na amerykańskiej
ziemi. Czasem jeszcze łapię się na tym, jakie to niewiarygodne, że spełniam
swoje marzenie, które z początku wydawało się tak nieosiągalne, że nawet mocno
w nie nie wierzyłam. Nie tęsknię na razie za Polską. Miałam kryzys, ale nie był
on związany z tęsknota za domem a sytuacjami które z początku wydawały się mnie
przerastać. Na szczęście już jest wszystko
w porządku, na kłopoty najlepszy pamiętnik i rozmowy „wyżalające”
tudzież „wyjaśniające”.
Zaobserwowałam coś takiego (czy zalicza się to do różnic kulturowych, nie
wiem):
W Polsce, kiedy kogoś częstujemy np. cukierkiem czy ciastkiem, podajemy je
w opakowaniu a nie bezpośrednio „z ręki do ręki”. Nawet chusteczki higienicznej
nie wypada tak podać. Tutaj jak na razie zaobserwowałam odwrotność tego
zwyczaju.
Niekiedy mogę zaobserwować w praktyce stereotyp , że amerykanie są głośni i
nie znają dobrych manier. Czasem są to subtelne braki np. w przepuszczaniu w
drzwiach (zależy od osoby, bo spotkałam wielu młodych gentelmanów:) a niekiedy
dość rażące (bekanie!). W naszej okolicy jest jeden pub do którego chodzą chyba
wszyscy moi znajomi. Kiedy pierwszy raz do niego weszłam, zostałam wprost
ogłuszona przez kakofonię krzyków, śmiechów i telewizji.
Jednak Lumberyard pub jest bardzo fajny, ma taką trochę irlandzką atmosferę.
Pracuje tak jeden młody Polak, który już od 10 lat mieszka w Stanach. Zwie się
Steve i prowadzi Trivię, czyli quiz z wiedzy ogólnej. Wybrałyśmy się na ową
trivię w ubiegły wtorek, ale pytania były głównie związane ze sportem, polityką
i muzyką amerykańską, także póki co, zdobyłyśmy 16/100 punktów. Zobaczycie, pod
koniec roku będę miała min. 70!;p
Żeby to osiągnąć muszę
poznać amerykańską kulturę. Nie wiem jednak jak to zrobię, skoro nie rozkminiłam
jeszcze jak włącza się telewizję. Mają 4 piloty, i choć próbowałam już dwa razy
(nawet patrzyłam jak dziecko włącza) to i tak mi się nie udało. W wolnej chwili
poproszę host rodziców żeby mi pokazali jak to się czyni.
Z ciekawych rzeczy, których nie „doznałam” w Polsce:
-nawet w naszej zapyziałej bibliotece, która z zewnątrz wygląda jak stara
szopa można wypożyczać filmy
- sarny przechadzające się po naszym ogrodzie
-brak Chleba Naszego Powszedniego. Zastanawiam się czym musieli wkurzyć Boga
tak bardzo, że nawet jeśli niektórzy z nich modlą się „and give us today our
daily bread”, to od wieków nie widzieli go na oczy. Chyba, że w Polskiej
piekarni w NYC. A propo polskich przysmaków, to ostatnio, będąc nieopodal
Ground Zero, załapałyśmy się na pierogi. Nie omieszkałam doradzić sprzedającym
je (1 za dolara!) paniom, żeby dodały pieprzu i cebulki. Jakkolwiek nie
przepadałam za pierogami ruskimi w Polsce, to miło było poczuć smak domu.
-w szkole w której znajduje się camp, na który chodzę z dziećmi,
nauczyciele mogą „spersonalizować” sobie ścianę/tablicę przy której znajduje
się ich biurko. Zawalisty pomysł, który sprawia, że ani uczniowie ani
nauczyciele nie czują się jak w zimnej sformalizowanej placówce edukacyjnej, a
bardziej w miejscu które jest im przyjazne.
Przykłady takich ścian macie poniżej:
-zmienność pogodny godna lasów równikowym. W jednym momencie jest ciepło i
słonecznie, a w drugim pada tak bardzo, że ledwo da się prowadzić samochód.
Ostatnio mieliśmy ostrzeżenie o tornadzie. Ja naprawdę mam silne nerwy. No ale
sorry OSTRZEŻENIE O TORNADZIE! Na szczęście skończyło się na burzy, którą
przegadałam z host mamą w pokoju z zasuniętymi zasłonami.
Wczoraj byłam wreszcie na zakupach. Z Polski wzięłam niewiele rzeczy, z
intencją nakupienia wszystkiego jak tylko przyjadę, ale jakoś nie miałam ochoty
na przymierzanie ciuchów. Telefonu też jeszcze nie kupiłam, może uda mi się w
przyszłym tygodniu.
Nie spodziewałam się, że sklepy będą jedną z rzeczy która będzie mnie tu
przerażać. No może nie przerażać, ale nieco stresować. Ekspedientki mówią
strasznie szybko, dziwnie się na mnie patrzą, a przynajmniej mi się tak wydaje,
wszystko jest nowe, wielkie i jeszcze trzeba „slidować” tę głupią kartę
debetową, która w sumie nie jest taka głupia. 10 dolarów w banknotach 1
dolarowych sprawia że nasz portfel niebezpiecznie się wybrzusza. To chyba
dlatego byle biedak może wyglądać tu na milionera.:) Mam konto w „Banc of
America”, polecam przyszłym au pair. Zakładanie trwa max 10 min a pierwsze
weekendy miesiąca w muzeach są za darmo z tą kartą. (wiem wiem, sprzedałam
się;p)
Fajnie się tu żyje. Jest to jakiś sposób na spędzenie roku. Wierzę, że dla mnie dodatkowo jest to rok
szkolenia języka. Dziś na mszy już nawet bardziej swobodnie odpowiadałam. Choć
nadal używam książeczki a raczej jednego z tomiszcz, zawierającego ryt mszalny i
pieśni. Kościół dziś (na 11.15am) był wypełniony tak jak w Polsce, czego tutaj
zupełnie się nie spodziewałam. Jest dwóch księży, są prężnie działające grupy
parafialne, aktualny mszał dla każdego z parafian, cotygodniowa gazetka,
organista który nie fałszuje i ładne pieśni. W pobliskim miasteczku oprócz
organów mają nawet pianino, chór i solistkę. Rozbraja mnie to, że ksiądz przed
znakiem krzyża mówi „good morning”. „Podejrzanie” dużo ludzi chodzi do komunii. No dobra, to było wredne,
ale daje do myślenia.
Tęsknię trochę za tym co było, za FSMem i za Taize, i wszystkimi ludźmi
którzy mnie otaczali 1 czy 6 miesięcy temu… ale to normalne, życie toczy się
dalej.
3mam kciuki za Natalię która właśnie dziś wylatuje i już za tydzień dołączy
do mnie tutaj. Mam bardzo mało czasu, więc już nie czytam tam często innych
blogów au pair, ale nadal Wam kibicuję, dzieczyny.
Internetu tutaj strasznie wolno dodaje zdjęcia, więc dodam te kórych kiedyś mi się nie udało. 2 tyg temu byłam na festynie w Ridgefield natomiast w tamta niedzielę w NYC.
Wyprzedaż garażowa |
Festyn w Ridgefield |
Aukcja ręcznie zdobionych krzeseł ogrodowych |
Strażnik rezerwatu |
Niebo |
"We are proud to serve..."- "Jesteśmy dumni z serwowania..." sosu musztardowego bodajże- eh ci Amerykanie;p |
Żongler |
Stoisko biblioteki w Ridgefield |
Tag/Garage sales-wyprzedaże garażowe |
Lody |
Tag sale |
Karuzela w centrum handlowym |
Mewy pod centrum handlowym-niczym gołębie;p |
Mmmm... |
Koncert w Ridgefield |
Pokomentujcie mi trochę. Niech wiem że ktoś to czyta. Jak nie tu, to na fejsie.:) Może będę miała większą motywację do pisania.