piątek, 14 czerwca 2013

Mount Fuji- kuchnia Hibachi, czyli kolacja pożegnalna z host rodziną.

Wczoraj rodzinka zabrała mnie na pożegnalną kolację. Wyjeżdżam dopiero za 10 dni, ale teraz mamy tak napięty grafik, że później nie dało się tego wcisnąć. Naprawdę się postarali, muszę przyznać, i choć jechaliśmy ponad godzinę w strugach deszczu wystrojeni jak na wesele, to było warto. Japońska kuchnia Hibachi polega na tym, z tego co mi powiedziano, że kucharz przygotowuje jedzenie przed tobą na specjalnym piecu (czy jakkolwiek się to nazywa). Nasz japoński kucharz był prześmieszny, śpiewał jakieś piosenki, żonglował jajkami i podpalał wulkan zrobiony z krążków cebuli. Jedzenie było bardzo smaczne i było go megadużo (oczywiście to, co zostało wzięliśmy do domu- zwyczaj, którego będzie mi brakować w Polsce). Chyba drugi raz przy hostach zamówiłam wino, bo bardzo polecali śliwkowe. I oczywiście japoński kelner głowił się przez 5 min nad moim europejskim dowodem (u nich najpierw jest miesiąc a potem dzień, więc chyba wg niego urodziłam się dnia 4, miesiąca 30). Musze przyznać, że kieliszeczek owego złotego trunku znacznie poprawił jakość mego angielskiego, także szprechałam swobodnie nawet z miłą parą siedzącą przy naszym stoliku (siedzi się przy 8 osobowych stołach a w środku jest ten blat) oraz uczyłam hostkę jak wymawia się "siokled a gwin" (czekolada i wino po walijsku). Na koniec, mimo, że moje urodziny były 2 miesiące temu, hości zamówili Japończyka w ogromnej głowie smoka, który iście "bydlęcym" głosem odśpiewał "Happy Birthday" i wręczono mi kawałek ananasa i świeczkę. A na deser host zaproponował, żebym zamówiła lody o smaku zielonej herbaty, które były przepyszne. Także ogólnie, zwyczajem mego życia, mimo że nie spodziewałam się niczego dobrego po owej eskapadzie, wyszła ona zaskakująco świetnie. Pod koniec dzieci były strasznie zmęczone, więc, znów w strugach deszczu, około północy, wróciliśmy do domu.


Siocled a Gwin :)





2 komentarze:

  1. Uwielbiam japońskie klimaty. Bardzo miło ze strony rodzinki, że zabrali Cię na uroczystą pożegnalną kolację. A z tym alkoholem i językami obcymi to prawda. Wystarczy odrobina i od razu łatwiej się rozmawia:-D

    OdpowiedzUsuń
  2. miło ze strony hostów:))

    OdpowiedzUsuń