Pokazywanie postów oznaczonych etykietą au pair USA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą au pair USA. Pokaż wszystkie posty

sobota, 24 listopada 2012

Black Friday vlog i inne sprawy


Niezależny komentarz od dostawcy internetu: 
Jeśli po przeczytaniu tej notki nie dodasz komentarza, Twój komputer ulegnie samozniszczeniu!!!!!

Niczym moja przyjaciółka Ewa rozchorowałam się w najmniej odpowiednim momencie, dlatego relacja owa nie jest bynajmniej mówiona. No ale chociaż tyle mogłam zrobić. O 11.30 w nocy, po 40 min snu, pojechałyśmy z moją hostką do Danbury Mall, czyli swoistego centrum handlowego. Hostka robiła zakupy w Old Navy i samo stanie w kolejce zajęło jej z godzinę. Ja nie byłam za bardzo w nastroju do zakupów, gorączka i te sprawy, więc kupiłam tylko radośnie niebieskie słuchawki za 12$ i futerał na telefon za 2,5 o podobnymż kolorze. Około 3 w nocy pojechałyśmy do Kohla, to taki supermarket z wszystkim oprócz jedzenia, gdzie kupiłam prezenty dla rodziny. No i na tym się skończyło. Jak się dziś zbiorę to napiszę relację ze Święta Dziękczynienia, bo naprawdę było bardzo fajnie i rodzinnie. Całusy dla wszystkich! O, btw, dziś mija 5 miesiąc odkąd opuściłam mą Ojczyznę kochaną, matkę moją rodzicielkę itp;p. I jak zawsze kiedy jestem chora albo przemęczona zaczynam tęsknić. No, ale tylko trochę.

Także dwie pozycje na mojej "bucket list" są wykreślone: Thanksgiving i Black Friday. Hości dali mi tydzień wakacji na Świętach, co jest totalnie beznadziejnym pomysłem, bo i jest drogo, i nie mam kasy i chce mieć normalne Święta  Niestety oni nie celebrują Wigilii tylko 1 Dzień Świąt także nie wiem jak spędzę 24 grudnia. W południe pogadam z rodziną przez skypa, a wieczorem może ktoś mnie przygarnie na Wigilię, może w polskim kościele coś będzie, natomiast na pewno wybiorę się tam na pasterkę, co by pośpiewać prawdziwe polskie kolędy. Wakacje sobie odpuszczę, nie jadę nigdzie, jako że muszę zapłacić za kurs i oszczędzać na travelling month. Za to wybieram się w owym czasie do NYC co by pojeździć na łyżwach, obejrzeć jakiś musical na Broadwayu,  zobaczyć "Radio City Chiristmas Spectacular", Museum of Modern Art i może Muzeum Historii Naturalnej.

Słowo dnia: sinus congestion = zablokowane zatoki ;p

piątek, 19 października 2012

Obalamy au pairowe mity: native-speakerzy i pieniądze.

Jest dużo mitów związanych z byciem au pair. Dziś zajmę się obaleniem dwóch z nich.

1. Wyjadę jako au pair= poznam mnóstwo amerykańskich znajomych.

Jeśli decydując się zostać au pair macie nadzieję poznać gros Hamerykańców, to możecie się jakże gorzko pomylić. Trzeba tu walczyć o każdy skrawek nativa, i jest to często walka z wiatrakami. Jedynymi nativami z którymi zamieniam więcej niż kilka słów, a tym samym mogę wsłuchac się w "real life conversation", co jest moim celem, jest moja rodzinka i nauczycielka. Dość przygnębiający obraz, nieprawdaż. I jakże frustrujący. No ale kto mnie zna wie, że nie poddaję się bez walki. Próbuję się dostać do dwóch klubów książki, dobijam się też do couch surfingu. Może coś z tego wyjdzie. Za każdym razem jak jadę nowojorskim metrem lub mam okazję siedzieć nieopodal przepływu ludzi, łapczywie podsłuchuję ochłapów konwersacji. Jeśli macie jeszcze jakieś pomysły jak nawiązać kontakt z nativami to chętnię je przygarnę.

2. Jadę do Ameryki jako au pair= zarobię dużo pieniędzy, wypodróżuję się za wszystkie czasy, kupię sobie wszystko co zapragnę i jeszcze zaoszczędzę.


Szczerze mówiąc myślałam, że tak będzie. Dlatego też nie wzięłam z Polski zbyt wielu ubrań np na zimę, czy innych rzeczy. Zastanawiałam się nawet nad tym, czy wziąć laptopa, bo przecież mogę go sobie od razu kupić, na szczęście w porę się opamiętałam.

To prawda, rodzinka opłaca nam wyżywienie i zakwaterowanie (;p), i daje nam te 200$ tygodniowo, jednak wbrew pozorom nie jest to kwota zaspokajająca nasze wszystkie potrzeby. 

Już dawno przestałam przeliczać na złotówki, ponieważ nie ma to zupełnie sensu a tylko człowieka wpędza we frustrację. Przykładowo w Forever 21 lub H&M (tudzież czasem Old Navy) można kupić kurtkę za 20$, sweter za 12$ i spodnie za 20$ i jest to uwaga MAŁO. Rzadko kiedy da się zejść poniżej tej granicy cenowej, chyba, że ma się szczęście i poluje na wyprzedaże (ok bluzka 4-8$). Ostatnio kupiłam koszulkę za 2 $ w Old Navy i bluzę za 7$ w dziale dziecięcym H&M. Wszystko w tzw "clearance", czyli na przecenie.

Jakąś część naszych zarobków pochłania też benzyna. Nie jest to jednak tragedia, aczkolwiek wydatek ten jest nieuchronny.

Jeśli chcemy zadbać o swoje zdrowie (i zabić czas) dobrym pomysłem jest zapisanie się na siłownię(10$/mies.) czy basen(10$/mies.) i choć, jeśli dobrze poszukamy, opłaca się to o wiele bardziej niż w Polsce, to wymaga poświęcenia naszej cennej gotówki.

Telefon. Jeśli będziecie musieli kupić sobie hamerykański numer jest to wydatek 60-70$ miesięcznie. I NIE jest to dużo, wbrew pozorom.

Szkoła. Rodzinka płaci nam tylko 500$. Dużo kursów kosztuje ok 200$ za 3 kredyty, także może niektóre osoby się zmieszczą w tym limicie, ale jeśli chcecie wybrzydzać tak jak ja, musicie zapłacić sobie ze swojej kasy. Ja za drugi semestr zapłacę już z własnej kieszeni około 400 $.


Podróże:
Polecam wycieczki z tour4fun i megabus, są dość tanie.

Elektronika:
Rzeczywiście jest tanio. Polecam groupon, bardzo często są promocje na tablety, laptopy czy kamery. Ja oszczędzałam na mój telefon 3 miesiące i po 3 tygodniach od jego kupienia nadal nie mogę się odbić od dna. Mam na bieżące wydatki (i podróże) ale nijak nie mogę zaoszczędzić na "przedmioty" z mojej listy.

Może niektórzy wiedzą, że bardzo lubię robić różne listy i bilanse, oto przykład takowejż:

Wydatki:

-starbucks coffee-kupować najtańszą
-starbucks cookies-nie kupować
-gas- dzielić się z dziewczynami, nie jeździć na marne
-ubrania- tylko najpotrzebniejsze i najtańsze: kurtka zimowa, czapka, szalik, buty
-eating out-pakowac sobie z domu
-movies- tanie wtorki, czekać aż będzie w new canaan
-travelling- don't eat out, choose the cheapest options
-books/tag sales-none!!!!!!

Save for:
-1 tydzień wakacji w marcu(book early, find a companion;)(600$)
-travelling month(plan now)(ohohohohohoh może 1000$)
-CELTA (1,600$)-już to widzę O.o
-ipad (ok 300$ w czerwcu)
-camera (max. 150$)
-kurs (ok.400$)

wtorek, 9 października 2012

Daily life- suta porcja ciekawostek hamerykańskich

Proszę ładnie zostawić komentarz tutaj lub na fejsie, cobym wiedziała, że ktoś to czyta.:)



Kosmita. Ileż to razy przestraszył mnie kiedy to w półzmierzchu zmierzałam do swego pokoju lub łazienki. Były oczywiście dwa. I skutecznie spełniały swą funkcję denerwowania Beaty aż w końcu dokonały swego żywota  wyzute z powietrza i umieszczone w koszu przez obecną tu osobę.

Co jakiś czas moje drogie dziecko pisze do rodziców takie listy, ale rzadko  są im wręczane pod koniec dnia, bo zwykle lądują w koszu, umieszczone tam przez samego autora.  Powód gniewu jest zwykle irracjonalny i przypadkowy jednakże od czasu do czasu łamie mi serce.  No, ale jest ono reperowane przez średnio 10 "I love you" na dzień.

piżama dziewczynki
Bardzo popularna lalka tzw "American Girl", relatywnie droga. są sklepy gdzie można pójść z ową lalką na zakupy i jest tam dosłownie wszystko dla niej. Są jeszcze książki o American Girl. Sama geneza postaci sięga lat 80, a książki dołączone do lalek spełniają funkcje edukacyjne np moja dziewczynka ma książkę o American Girl w czasie 2 Wojny Światowej. Więcej możecie poczytać tutaj.

Typowa amerykańska szafa, bardzo fajne rozwiązanie. Jest wbudowana w ścianę i ma światło.

Wczorajszy bałagan później był 2 razy gorszy. Sprzątałam ten playroom ze dwa razy, no ale cóż skutki playdate.


Kolejka po iphone5 w Applestore.

Pierwsza piątka w collegu. Nauczycielka nawet przeczytała mój raport jako przykład dla innych. Mimo to zajęcia nie są dla mnie za bardzo interesujące tudzież efektywne. Za niski poziom:(. No ale cóż, muszę mieć te kredyty a za bardzo nie ma co innego wziąć. No i zawsze zmusza mnie to do nauki 2 razy w tygodniu.

Darmowe krzesło do masażu w hamerykańskim centrum handlowym

Darmowe gry w sklepie Windowsa

Wreszcie udało mi się pójść do wesołego miasteczka, które rozłożyło się  w weekend w Ridgefield

Obiad (polska kolacja) w bar & grill, czyli barze-restauracji, halloweenowe dekoracje są już wszędzie.

Zakonnice nie są codziennym elementem amerykańskiego krajobrazu, tym bardziej te  spacerujące na plaży.

Wstęp na plażę w Stamford (30 min ode mnie)  jest już bezpłatny, słusznie, któżby chciał się kąpać w takim zimnie, ale ja kocham spacerować przy oceanie i czuć jego potęgę.

Zdrowe śniadanko. To tak żeby Wam pokazać, że się nie obżeram hamburgerami z rana.

Często na lunch/polski obiad gotuję sobie letcho. Ostatnio strasznie długa listę zakupów wręczyłam host tacie, ale nie narzekał.

A tutaj jeden z przykładów obiadów dla moich dzieci. Kolorowe ziemniaki, pulpety i buraki z puszki.

Library fair, czyli festyn biblioteczny w South Salem. W tle gry dla dzieci.

Kolejna gra.

W ramach library fair została urządzona wielka wyprzedaż garażowa.

Pozdrowienia dla mojego taty ;)

Było też sporo obrazów.

Pozdrowienia dla Ewy, która się obwala po Italii i pewnie tego nie czyta.

Nawet takie ołtarzyki można było tam znależć. Słowem bogactwo i miszmasz za kilka dolarów.

Stoisko weterynarza.

A tu już mój cel i przeznaczenie namiot z książkami!

Z rana książki były za 2-3$, więc przyjechałam 5 min przed końcem i wszystko było po 25centów.

Blee ale musiałam spróbować,

Kupiłam 11;p ale pięknych! zwłaszcza "The first year of teaching" ale o niej więcej w poście o edukacji.

poniedziałek, 25 czerwca 2012

"Unwakeable" dream


Tutaj jestem, przy oceanie!

Walizka z Pepco, polecam, przetrwała. Ale wbrew pozorom wszystko przetrwało, w razie czego walizkę można opakować folią. Wszystkie płyny muszą być w specjalnych woreczkach, jak ktoś zapomni to można takowe dostać na lotnisku. 
Hej, mój pierwszy wpis zza oceanu będzie nie mniej chaotyczny niż ostatni z Polski. Jet lag daje o sobie znać i zaraz idę spać.  Siedzę sobie przy biurku w moim pokoju, który dzielę z jedną osobą. Pewnie dziś przyjedzie więcej dziewczyn, bo ma być ponad 100 osób. Do szkoły na Long Island przyjechaliśmy (jest 1 czy 2 chłopaków) wczoraj ok 1-2 w nocy, po 2h jazdy z lotniska.  Przejeżdżaliśmy przez NYC, próbowałam nie spać, ale było ciemno, zimno, lało i byłam martwa ze zmęczenia. (Jak widzicie robię takie sprawozdanie od tyłu.) Pierwszy łyk amerykańskiego powietrza był duszny i mega słodki. Serio, nie wiem czy to spaliny czy fakt, że zaraz rozpętała się burza, ale powietrze pachniało jak ciężkie perfumy jakiejś starszej pani. Na lotniskach nie było źle. Leciałam z Magdą (a w samolocie do USA poznałyśmy kolejną au pair z Polski, Justynę) i poradziłyśmy sobie znakomicie. Heathrow rzeczywiście wielkie, z terminali zabierały nas bezpłatne autobusy. Dopiero po kilku minutach jazdy zdałam sobie sprawę, że jedziemy „złą stroną drogi”. Jedzenie w samolocie bardzo smaczne, w ogóle bardzo fajnie mi się leciało, a był to mój pierwszy raz w powietrzu.
Kurczak curry, do wyboru był jeszcze bardzo dobry makaron

 Wiadomo, jest pewna obawa, czy dolecimy cało, ale nic na to w powietrzu nie można poradzić, więc lepiej o tym nie myśleć. Najstraszniejszy, ale też fascynujący był moment kiedy boeing wznosił się nad Londynem i leciał tak wolno, że prawie stał. Wtedy bałam się, że spadniemy. Siedziałam przy oknie i widok chmur oglądanych z góry i jakby w 3D był pierwszym doświadczeniem, które zaparło mi dech w piersiach. Rzadko zachwycam się przyrodą, ale to było przepiękne.
Ach
Takie przerażające piękno. Starałam się nie spać, więc kiedy znaleźliśmy się nad oceanem i nie było już nic do oglądania, włączałam sobie filmy (nawet dużo ich tam jest). Ogólnie nawet taka obolała nie jestem po tych kilkunastu godzinach. Przez całą drogę a zwłaszcza kiedy przelatywałam nad NYC towarzyszyło mi uczucie, że śnię i nie mogę się z tego snu obudzić. Serio, to nie kolejna pseudopoeetycka metafora, naprawdę tak się czułam. I znów to przerażające piękno sytuacji. Teraz już czuję ten realizm i o dziwo nie czuję się taka przerażona. Myślę, że był to strach przed nieznanym. Bo kiedy zobaczyłam, że w sumie wiele rzeczy jest takich samych a przynajmniej podobnych ten strach gdzieś zniknął.
Byłyśmy teraz w supermarkecie i na kawie. Pamiętam jak gdzieś czytałam, żeby brać dziecięce porcje jedzenia, bo rozmiar normalny to u nas ogromna porcja. Jednak jak można się było spodziewać, kupiłam kawę „medium”, bo wzięłam kalorie za mililitry i oto, czym zostałam uraczona (połowa tej kawy nadal stoi na moim biurku).
Sory za grzywkę, to było jak jeszcze nie wiedziałam, że mogę tutaj użyć europejskiej prostownicy bez wywalania bezpieczników.

O dziwo nie jest tak gorąco i duszno, pogoda jest całkiem fajna, ciepło.
Z praktycznych rzeczy. O dziwo ładowarki i prostownice działają, nie trzeba mieć adaptera a tylko przełącznik. Dziewczyny lecące to tej szkoły: weźcie sobie parasol, coś ciepłego, coś na deszcz i klapki pod prysznic. Standard nie jest superwysoki, ale mi jak najbardziej wystarcza.
Wyprodukowana w Stamford, CT;p
W training school jest spoko, na razie jeszcze wiele osób woli rozmawiać w swoich ojczystych językach, ale powoli się przełamujemy. O 19 pierwsze spotkanie i pizza na obiad także mam jeszcze niecałe 3h na spanie. Dobranoc. Pozdrawiam wszystkich serdecznie, całuję znajomych i przystojnych nieznajomych;p a Natalii gratuluję obrony!!!
Au Pair Training School
Lunch w Au Pair School
NYC




PS Dodawanie zdjęć zajęło tak dużo czasu, że nie ma sensu iść spać.;p Po prawej stronie bloga jest twitter, będę tam czasem coś pisać, gdybym długo nie mogła dodać notki.:)

PS 2 Dziewczyny z CC nie musicie też brać żelu po prysznic i szamponu, są tam te precjoza. Za 20$ depozytu można wypożyczyć suszarkę, budzik i przełącznik do wtyczek. Potem Wam oddają kasę.

piątek, 15 czerwca 2012

Gadgety podróżnicze i polskie słodycze


Dziś okazało się, że biedronka to sklep przyjazny nie tylko studentom, ale także podróżnikom. Kupiłam tam poduszkę do samolotu, zatyczki do uczu i opaskę na oczy (5,99), saszetkę na dokumenty (5,99), przełącznik do wtyczek (5,99 nie zmienia napięcia tylko wtyczkę) i kłódki do bagażu (5,99). Nerkę widoczną na zdjęciu kupiłam w biedronce w tamtym roku, więc już jej nie ma jakby ktoś chciał się zainspirować moimi zakupami. Był jeszcze pas do przytrzymania bagażu i złączenia kilku walizek w jedno.

Zaopatrzyłam się też wreszcie w słodycze dla HF i na piknik międzynarodowy w szkole au pair. Kupiłam: malagę, tikitaki, kasztanki, krówki, ptasie mleczko, sezamki, czekolady wedla, galaretki w czekoladzie i kinder niespodziankę. Ten ostatni "słodycz" nie jest wprawdzie polski, ale czytałam, że w Stanach nie można go sprzedawać, no a myślę, że każde dziecko zasługuje na przynajmniej jedno jajko niespodziankę w swoim życiu.

Powoli wszystko ogarniam. Sprowadziłam się do rodziców z mieszkania studenckiego, do Lublina wracam jeszcze na egzamin i obronę, co wyjmie mi 3 lub 4 cenne dni na przygotowania do wyjazdu. Jutro jadę po walizkę podręczną w pon natomiast będę biegać po lekarzach. Zrobiłam sobie dokładne rozplanowanie tych dni i spisałam wszystko, co muszę zrobić kupić i spakować. Bardzo polecam taką organizację, jakoś mniej to człowieka przygniata a i o niczym się nie zapomni.

Pokonałam trochę moją niedawną panikę tłumacząc sobie, że ten rok to dla mnie koleiny rok studiów, a na studiach wiadomo- raz lepiej raz gorzej a żyć trzeba. Toastmastersi w Ridgefield witają mnie z otwartymi ramiony.

Pozdrawiam wszystkie au pair które tak jak ja zbierają się już do wyjazdu i te którym jeszcze trochę zostało. Fajnie że stanowimy taką "community". Większość z nas idzie tym samym torem. Kilka miesięcy temu zaczynałyśmy prowadzić bloga i już niebawem nadejdzie ten czas, kiedy wiele z nas porzuci blogowanie z braku czasu, a tylko niektórzy będą wiernie zdawać relację ze spełniania american dream. W której części będą ja, zobaczymy...



sobota, 2 czerwca 2012

Wiza i Warszawka


Eh przeraża mnie patrzenie na ten licznik po prawej stronie.;p

Wczoraj byłam po wizę w Warszawce.  Notka owa będzie informacyjna, wiadomo oswojone i znajome mniej przeraża. Wstałam o 3.30 żeby zdążyć na pociąg o 5. W Wawie byłam ok 8.00. W ambasadzie byłam umówiona na 10. W sumie mogłam jechać późniejszym pociągiem, bo okazało się, że te godziny nie są takie sztywne. Ambasada, a raczej punkt przyjęć interesantów znajduje się na ulicy Pięknej 12 (na końcu ulicy), tuż przy Alejach Ujazdowskich. Na drugim końcu tej ulicy jest KFC więc przeczekałam tam godzinkę i o 9.50 ustawiłam się w kolejce przed wejściem. Ta kolejka nie jest duża max 20 os, ale jest tam cały czas. Przy wejściu pytają na którą godzinę jesteś i pewnie chodzi im o to by nie być za wcześnie. Czyli nie martwcie się, jak się trochę spóźnicie. Po wejściu  na „portiernię”, gdzie za ladą stoi paru ochroniarzy, proszą nas o wyłączenie komórek, okazanie paszportu  i zostawienie
-komórki
-aparatu
-pen driva
-napojów
-innej elektroniki
Dostaje się numerek, gdzie to wszystko jest przechowywane. Torba, kurtka, pasek i ew. parasol jadą przez taśmę a my przechodzimy przez bramkę. Ja pipczałam, podobnie jak moja torba. Zostałam więc poproszona o rozstawienie szeroko rąk i sprawdzona urządzeniem do wykrywania metalu. Mówię gościowi, że krzyżyk mam na łańcuszku, to pewnie on pipczał. Ogólnie to atmosfera bardzo miła, panowie ochroniarze zabawni. Ze dwa razy się wracałam bo zapomniałam wyjąć pen driva a potem tigera  ( co to pani ma takiego podłużnego w torbie, dezodorant?). Następnie idziemy oszklonym korytarzem, gdzie ludzie zostawiali parasole, i wchodzimy do budynku właściwego. Miła pani pyta czy mamy wizę turystyczną czy nie i sprawdza czy mamy wszystkie dokumenty. Następnie mówi nam, że mamy iść przez te drzwi prosto i schodkami w lewo. Ja oczywiście z tego stresu weszłam do pierwszego lepszego pokoju i zasiadłam. Był to mały pokój chyba do obsługi obcokrajowców, więc posłuchałam jak jakaś amerykańska rodzinka rozkminia dawkowanie kropel do oczu, po czym pani z okienka utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie znajduję się tam gdzie powinnam. Jak już uporałam się ze schodami, znów jakaś miła młoda dziewczyna sprawdziła mi dokumenty i powiedziała bym szła wzdłuż taśm i czekała na zwolnienie się okienka od 1-6 bodajże. Przy takim okienku pobierają nam odciski palców i sprawdzają dokumenty. Dadzą Wam kilka kartek o prawach pracownika, powiedzą, że papieru z sevis już nie trzeba pokazywać konsulowi, i wydrukuje się wam numerek. Ja miałam 156 i przede mną było 49 osób bodajże. Następnie kierujemy się do dużej grupy osób która siedzi sobie na krzesełkach jak na jakimś wykładzie, możemy powiesić kurtkę na wieszaku, wziąć sobie coś do czytania, posłuchać odprężającej muzyki i czekać. Podejrzewam że czekałam około godziny. Poczytałam trochę tych praw, miałam też książkę. Pod koniec zaczęłam się denerwować, więc zastosowałam znaną metodę odprężającą (polecam też na egzamin ustny) mianowicie wyobraziłam sobie, że konsulowie obsługują interesantów…nago. Skutkuje, serce od razu przestało mi bić jak szalone i zaczęłam się głupkowato uśmiechać. Dobrze, że wszyscy zwróceniu są twarzą do okienek to nikt nie zauważył mojej zmiany nastroju. Nad okienkami wyświetli się nasz numer, spokojnie rozkminicie o co chodzi.
Sama rozmowa z konsulem była bardzo miła i szybka. Max. 5 min ze sprawdzaniem odcisków palców. Na początku powiedział „dzień dobry”, a potem, już po angielsku, że rozmawiać będziemy po ang bo chyba charakter wyjazdu tego wymaga. Pytania:
1.       Gdzie będę pracowała?
2.       Czy opiekowałam się dziećmi?
Jak powiedziałam, że w wolontariacie, to tak jakby się zdziwił, ale może to było tylko uprzejme zdziwienie, i kazał mi opowiedzieć w jakim. Dodałam jeszcze, że mam dużą rodzinę z dziećmi. ;p
3.       Jakie są osoby w rodzinie?
4.       Ile dzieci mają lat?
5.       Czy skończyłam liceum?
Mówię, mu że kończę właśnie licencjat, no to się pyta jaki.
6.       Co zamierzam robić po powrocie?
7.       Jaki jest cel mojego wyjazdu?
Jak mu powiedziałam, że pracować z dziećmi i „polish my English” to się uśmiechną.
8.       Czy dostałam białe kartki i czy je czytałam?
Wkopałam się bo powiedziałam, że czytałam, a tylko przejrzałam. I jak zapytał o czym one są to coś zmyśliłam, że o tym by trzymać paszport w bezpiecznym miejscu i coś o zasadach bezpieczeństwa. A potem się zacięłam, bo zapomniałam jak powiedzieć „handel ludźmi”, a tam coś było o tym, no to mi podpowiedział, że po prostu o tym by w razie niebezpieczeństwa zwrócić się o pomoc. Eh ci Amerykanie, przecież to oczywiste. ;p
Miałam przy sobie zaśw. o stałym zameldowaniu i legitkę studencką, ale nie trzeba było tego nawet wyjmować. Pan konsul dał mi numerek z DHL (prawie zapomniał), powiedział, że wiza i paszport (bo nie wiem czy wiecie, ja np. nie wiedziałam, że wiza to jest w paszporcie, a nie jest to jakaś osobna książeczka) będą do ok 5 dni roboczych i życzył mi powodzenia.
Przy wyjściu pan ochroniarz mi przypomniał o moim tigerze (tam jest taki wielki kosz z napojami) a reszta się śmiałą, że muszę być wyjątkowa skoro mnie zapamiętał. Coś tam jeszcze się podśmiewywali, ale mój poziom adrenaliny właśnie dotarł do poziomu bębenków usznych więc byłam totalnie otumaniona, więc się pouśmiechałam podziękowałam i wyszłam. Cała "impreza" trwała niecałe 2h.
Resztę popołudnia spędziłam z koleżanką na obiedzie o o 15 wsiadłam w pociąg powrotny. Obie podróże permanentnie przespałam. Finito.
PS. Kupiłam sobie książkę na wyprzedaży, zobaczymy, może być fajna. Ten gość był na stypendium w latach 88-90 na uniwerku w Ohio bodajże.



piątek, 25 maja 2012

30 dni do wyjazdu. Wiza, płatności i prezenty.

Są  dni w których koniec nie mogę uwierzyć dopóki nie położę się do łóżka i nie zdziwię niepomiernie, że przeżyłam.  Dzisiejszy dzień należał właśnie do tego zaszczytnego grona.
Zaczęłam bardzo porządnie, poprawiłam kilka stron pracy aż tu nagle przychodzi nasz listonosz Brodacz (który używa formy bezosobowej np. „Podpisze, tutaj podpisze”, „Paznokcie pomalowała, ha?”) i wręcza mi dokumenty wizowe. No to pomyślałam, ze zabiorę się za to od razu. Niestety nie poszło mi tak gładko jak Natalii. Zanim ogarnęłam o co chodzi, minęło 2h. Po drodze dostałam dwóch zawałów, a trzeciego czekając kolejną godzinę na mailowe potwierdzenie.
 Natalia już pisała o wypełnianiu wniosku, dodam tylko z czym miałam problem, żebyście mieli łatwiej sami uzupełniając taki wniosek.
1. Wpisując nazwę ulicy, program nie akceptuje nam ukośnika. Czyli nie możemy napisać MIKOŁAJCZYKA 1/22. Ja napisałam MIKOCHAJCZYKA 1 M.22, ale nie wiem czy to jest dobrze.
2. Pod koniec wygeneruje nam się potwierdzenie. Mnie przeraziło to, że pierwsza rubryka wygląda tak: „Imię i nazwisko: KOWALSKI, JAN KRZYSZTOF”. Nakładli mi do głowy tego że kolejność imion i nazwiska jest bardzo ważna, ale tutaj to chyba nie ma znaczenia.
3. Wygenerowane potwierdzenie trzeba wydrukować na drukarce laserowej (podejrzewam że na kolorowo), ale jeśli nie drukuje się od razu, można wybrać opcję przesłania na maila. Pamiętajcie o sprawdzeniu poprawności waszego maila i jeśli nie chcecie się denerwować tak jak ja, zostawcie sobie otwarte okno z tym potwierdzeniem i tak poczekajcie na maila (ja z 1,5h czekałam w maksymalnym stresie ;p).
4. Pod formularzem wizowym podpisałam się imieniem i nazwiskiem i teraz się zastanawiam czy powinnam jeszcze dodać drugie. Eh więcej kłopotu z tym drugim imieniem. Dobrze, że trzeciego nie trzeba. A na trzecie mam...Scholastyka:)


Do ambasady można dzwonić do 20.00 więc jeszcze dziś zadzwoniłam i umówiłam się na rozmowę na piątek 1.06 o 10.00 co oznacza, że będę musiała wstać ok 3 nad ranem żeby zdążyć na pociąg do Wawy który jest o 5.15.Warto wspomnieć, że nie ma już rejonizacji, czyli, uzupełniając wniosek online, możemy wybrać gdzie chcemy umówić się na rozmowę, czy w Warszawie czy w Krakowie.

Kasa dla CC zapłacona (3430 zł bodajże), załapałam się na Pakiet I w którym kartę telefoniczną dostajemy praktycznie za darmo. Pomyślałam, że dobrze mieć w zapasie takie coś chociażby żeby zadzwonić do rodziców z lotniska, żeby się nie denerwowali. Ubezpieczenie rozszerzone, ubezpieczenie rozszerzone (innego nie ma) na 13sty miesiąc (360zł), ubezpieczenie na wypadek odmowy wizy lub rezygnacji z programu (150zł). Zamawiam tez powoli prezenty. Wybrałam na razie takie dwie książki i zestaw gier.


Dzieci to lubią najbardziej Children's favourites




Dla host mamy natomiast chcę kupić biżuterię z bursztynu. No i słodycze dla wszystkich. Właśnie uświadomiłam sobie, że powinnam coś kupić dla ich obecnej Au Pair która pomaga mi już teraz i będzie ze mną przez kilka pierwszych dni oraz dla mojej LCC.


Tutaj można znaleźć te rzeczy. Kupiłam wszystkie 3 u jednego sprzedawcy, muszę się tylko o wspólną przesyłkę zapytać. Książka 20zł, album 16 i gry 16.


http://allegro.pl/dzieci-to-lubia-najbardziej-antologia-polskiej-i2313502315.html
http://allegro.pl/polska-przewodnik-wersja-angielska-rafal-i2322330101.html -jeszcze inny przewodnik, ale wydawał mi się za drogi i za bardzo techniczny z tego co czytałam
http://allegro.pl/polska-wersja-angielska-i2352796956.html


Nie wiem natomiast gdzie kupić coś niedrogiego z bursztynem:(




sobota, 19 maja 2012

Treat for the family but trick for me. Czytelników proszę o pomoc.

Co do prezentów obecna au pair mojej host rodziny dała mi dwie wskazówki: lubią czekoladę i nigdy nie mieli au pair z Pl więc może jakieś typowo polskie gry. Sęk w tym, że nie ma czegoś takiego jak typowo polskie gry oprócz monopolu z polskimi miastami, który jest za duży, za drogi i jest przerostem formy nad treścią. Myślałam żeby kupić jakieś euro-gadgety, ale też nie wydają mi się aż takie fajne. Z polskimi słodyczami tez nie jest łatwo, bo jadę w lecie i przed 4 dni będę w NY zanim zawitam do rodzinki więc może mi się to wszystko zgnieść. 

Zatem proszę Was o pomoc w wyborze prezentu. 

Kryteria: coś co się nie zniszczy przy przelocie, coś co nie waży za dużo, coś co kojarzy się z Polską. Jeśli macie jakieś pomysły na polskie słodycze to też chętnie przygarnę. Przypominam, rodzinka to: mama, tata i bliźniaki- 10letnia dziewczynka i chłopczyk .

Będę wklejać zdjęcia potencjalnych prezentów:

Dzieci to lubią najbardziej Children's favourites   


















http://www.empik.com/egmont-kajko-i-kokosz-wyprawa-smialkow-gra-planszowa-komiks-egmont,p1045873406,zabawki-p

Jeśli ktoś natrafi na anglojęzyczne wersje komiksów o Kaiko i Kokoszu lub Tytusie Romku i Atomku lub proste gry planszowe z motywami polskich bajek itp to dajcie znać w komentarzach lub na facebooku.