
"Congratulations! This family has selected you as their au pair. We are making arrangements to have you arrive to your family "
Kiedy nawet twoja współlokatorka mówi ci, że dawno nie pisałaś na blogu, to wiedz, że coś się dzieje… No właśnie dzieje się u mnie dużo, ale chciałam poczekać do magicznej frazy „perfect match” na profilu w CC , której spodziewam się już w tym tygodniu (i się doczekałam po 5h, choć owej frazy nie uświadczysz). Rodzinkę mam „zaklepaną” już od dawana, chodzi tylko o formalność, która trochę się przesunęła.
W międzyczasie dostałam zgodę na obronę 21.06, już dziś kończę surową
wersję pracy lic., wyrobiłam międzynarodowe prawko, zaświadczenie o niekaralności
i paszport. Tutaj wskazówka, jeśli ktoś chce paszport wcześniej niż po
miesiącu, wystarczy o to poprosić, mi powiedziano, że nie ma problemu tylko
żebym po 10 dniach zadzwoniła czy już jest i mogę go odebrać.
Bieganie po urzędach i fotografach, a raczej jeżdżenie w samochodzie z
zepsutym oknem (sic!) w 30 stopniowym upale, w dzień swoich urodzin jest
niebywałym doświadczeniem, spróbujcie, od razu człowiek czuje się staro.
Zwłaszcza jak parkuje koło ZUSu.
Od rodzinki mojej siostry dostałam świetne przewodniki Pascala po NY i
USA. Już trochę poczytałam, ale szczerze
mówiąc dalej nie czuję tego American Dream, nie marzę o zwiedzeniu Wielkiego Kanionu
czy zobaczeniu Statui Wolności. Wiem, że poza moim wąskim horyzontem jest ogromny
świat, który już niebawem poznam. Jednak
jeśli bym miała określić swoje uczucia to na pewno nie jest to ekscytacja
nieznanym, raczej chłodne „ok, przyjdź, nieznane, zobaczymy co masz mi do
zaoferowania”. Tak jak pisałam we wcześniejszych notkach, zawsze marzyłam o
spędzeniu dłuższego czasu otoczona tylko angielskim. Tak, o tym marzyłam, to
mogę nawet nazwać Americam Dream a raczej English Language Dream. Jednak jeśli
czytają to moi znajomi ze studiów to może pamiętają, że American Dream ma to do
siebie, że nigdy nie jest spełniony, no ale chyba dlatego zwie się snem.;p